loader image

opowiadanie “portal śmierci”

opowiadanie “portal śmierci”

Mag kończył swoje zaklęcie. Jego ciało zmieniało się w kosmiczny pył. Minęło parę sekund i zaczął pojawiać się na innym terenie. Była to ziemia Wietrznej Twierdzy.

Chowaniec Iro: Mistrzu! Wygląda na to, że znowu się spóźniliśmy. Wszyscy zginęli. Zobacz na mury Twierdzy. Są pełne krwi.

Ri: Wiem. Widzę. To pechowy miesiąc. Trafiamy ciągle w złe miejsce, w nieodpowiednim czasie.

Chowaniec Iro: Nie możemy się załamywać. Czeka nas dużo pracy.

Ri rozejrzał się dokładnie. Zauważył ślady na brudnej od krwi ziemi. Prowadziły do ściany.

Ri: To na pewno ten sam mag. Potrafi zmieniać miejsce tak samo jak ja. Jest jednak szybszy. Nie mogę za nim nadążać. Przynajmniej mam jego trop.

Chowaniec Iro: Szkoda czasu na domysły. Musimy pędzić dalej. Czy wiesz gdzie teraz idziemy?

Wiatr sprawiał, że szaty maga powiewały. Chowaniec nie czuł nic. Był istotą podróżującą w czasie. Potrafił widzieć dużo więcej, niż mag. Bez chowańca Ri byłby zgubiony. Robiło się ciemno. Ziemia poruszała się od tysięcy lat tak samo. Była jednak inna. Pełna zła i przemocy. Ogarnięta wojnami bogów. Magowie mieli dosyć zmartwień. Próbowali uciekać, ale nie mieli wyboru. Musieli służyć, aby zdobyć władzę nad ludźmi. Ri zauważył taki sam znóak na ziemi jak wcześniej. Był to symbol wrogiego maga. Służył Sigi. Sigi to stary bóg. Miał moce władania Ziemią. Miał również wiele problemów. Marzył o wolności. Musiał jednak nadzorować pracę swoich sług. Oni wiedzieli co znaczy zabijać. Robili to bez litości. Ri zawsze bał się kiedy musiał oglądać kolejną masakrę. Robiło mu się przykro na widok bezbronnych ludzi. Bogowie jednak zmuszali ich do pracy. Robili to bez przerw, często wbrew logice. Boskie plany były niezwykłe. Trudne do ogarnięcia dla zwykłego człowieka. Magowie mieli więcej wiedzy, ale często gubili się w skomplikowanym świecie wojny. Każdy chciał coś zyskać. Często kosztem drugiego.

Ri: Cholerna Twierdza. Dlaczego oni musieli zginąć?

Ri wymawiał zaklęcia niezrozumiałe dla przeciętnego człowieka. Były to starożytne runy i magiczny taniec. Chowaniec znikał co chwilę. Starał się namierzyć wrogiego maga.

Ri: Straciłem z nimi kontakt. Nie ma nawet jednego żywego człowieka.

Chowaniec Iro: Czuję tutaj obecność Sly. Zbliża się. Jego bóg również.

Ri: Cholera jasna!

Sigi: Ktoś wzywał mnie?

Ri: Odejdź stąd albo wezwę swoich przyjaciół.

Sigi: Śmieszny jesteś, tchórzliwy magu.

Ri: Jak mnie nazwałeś?

Ziemia się zatelepała. Pojawił się Sly.

Sly: do usług panie.

Sigi: Najwyższy czas. Teraz pokaż mu kto jest większy!

Chowaniec Iro: Mam złe przeczucia.

Ri: Jak można mieć dobre. Pojawił się bóg śmierci i jego koleś.

Sly: Koniec gadania. Teraz zginiesz kolejny raz!

Sly zaczął swój taniec. Ri nie czekał. Wezwał kilka dusz do pomocy. Byli to ocaleni przez niego chłopi. Teraz pod postacią druidów i huraganów.

Druidzi: Do usług, panie!

Ri: Brać się za tego maga!

Sly nie przerywał tańca. Wezwał kilka kosiarzy i bandę ogniotów.

Potyczka była ciężka. Jednak Ri zyskał chwilową przewagę. Sly nie rezygnował. Zaczął wzywać innych bogów. Nad Twierdzą pojawili się Soro i Bili. Fura nie czekał na wezwanie, czuł co się dzieje na Ziemi. Jako bóg natury miał sporo do gadania.

Fura: Witaj Ri. Jestem tutaj, aby ci pomóc. Nie przejmuj się. Damy radę! Ostatnio przybyło nam wielu wiernych. Jesteśmy silni.

Pojawiły się kolejne portale. Nad Twierdzą zaczęły krążyć boskie symbole.

Soro: Myślicie, że pozwolę wam odejść bez konsekwencji?

Bili: Ja również zamierzam walczyć. Ri kolejny raz stajesz nam na drodze. Zrozum, że opór jest bezcelowy. Zginiecie wszyscy.

Bogowie wezwali swoich ulubionych magów. Twierdza zaczęła być pełna magicznych istot. Dao i Zomo przyszli na Ziemię.

Dao: Ri nie uciekniesz tym razem. Sprofanujemy twój dom.

Zomo: To już koniec. Lepiej uciekaj zanim kolejny raz przegrasz.

Ri nie wiedział co robić. Wrogowie mieli przewagę. Nie chciał jednak zawieść swojego boga.

Fura: Czuję twój strach, Ri. Nie bój się, walcz. Masz moją pomoc.

Na terenie Twierdzy pojawiły się pomioty Fury. Las zaczął żyć. Drzewa dołączyły do armii Ri. Teraz miał pod sobą druidów, enty i elfy. Wrogowie jednak nie czekali. Pojawiło się wielu kosiarzy, gnilców i ogniste kreatury. Doszło do wielkiej potyczki. Armie Soro i Bili miały przewagę. Zjawili się Loki i Bonga – magowie i przyjaciele Sigi. Ri wiedział, że musi uciekać. Nie chciał stracić czasu na odrodzenie. Bogowie nie próżnowali. Zdobywali wiernych każdej sekundy. Bitwa była bardzo trudna.

Loki: Czujesz tą moc? Za chwilę wszyscy zginiecie!

Mutant: Do usług, panie!

Zrobiło się sporo zamieszania. Ri wykorzystał chwilę na ucieczkę. Pojawił się w Posiadłości Baldura. Mówiono, że ten teren należy do starożytnego boga. Jednak było tam pusto. Poza farmerami nie znajdowało się żywej duszy. Żyli spokojnie. Jednak Ri musiał ich pochłonąć do swojej armii. Zostali wessani przez wir życia i dołączyli do sił Fury. Tylko taka strategia dawała szanse na zwycięstwo. Musieli wykorzystać każdą możliwą okazję do powiększenia armii.

Chowaniec Iro: Straciliśmy Twierdzę. Nasi bogowie przegrywają.

Ri: Jeszcze jest szansa. Będziemy walczyć, a nie uciekać!

Ri zaczął wymawiać zaklęcia teleportacji. Jego ciało rozpoczęło bolesny proces zmiany miejsca. Ri nigdy tego nie lubił, ale musiał to zrobić dla dobra świata. Równowaga była zachwiana zbyt długo.

Ri: Teraz czas na zemstę! Uciekajcie frajerzy!

Ri wezwał armię złożoną ze smoków, entów i gremlinów. Fura był pod wrażeniem i kibicował swojemu magowi.

Ri wysłał jednostki do zajęcia kaplicy wrogich magów. Roiło się tutaj od zła. Musiał jednak stopniowo realizować swój plan. Czyli zajmować teren i niszczyć każdy element oporu. Po trzech godzinach bitwa była zakończona. Fura tryumfował! Ri miał bardzo dobry humor, ale chowaniec zaczął go ostrzegać. Wrogowie odbudowali armię i zaczęli walkę z wiernymi Fury na Posiadłości Baldura. Śledzili kroki Ri. Niszczyli wszystko co sprawiało mu radość.

Ri: Jest ich zbyt wielu. Nie dam rady przenieść całej armii. Nie ma tam moich kapliczek. Jesteśmy zgubieni. Możemy walczyć tutaj lub na Posiadłości Baldura. Coś zostanie zabrane.

Chowaniec Iro: Takie jest życie. Czasami trzeba odpuścić w imię lepszych ideałów. Nie chcę być niemiły, ale mogłeś się na to przygotować. Zawsze przynoszę złe wiadomości. Ostatnio tracimy sporo terenu. Nasi przyjaciele magowie mają mnóstwo pracy. Nasze efekty są niezadowalające. Front przesuwa się na tereny farmerów. Chłopi nie dają sobie rady z potworami. Nie możemy się jednak podzielić. Potrzebujemy więcej magów. Może warto poprosić Furę o wsparcie?

Ri: Fura wzywam cię! Odpowiedz na moje błaganie. Potrzebujemy wsparcia magów. Tracimy tereny farmerów.

Fura: Wzywałeś mnie kolejny raz, magu? Zu i Lo już nadchodzą. Zajmijcie się walką na kolejnych terenach. Nie ma sensu wracać do Twierdzy i Posiadłości Baldura. Walcz w imię mojej wiary!

Zu: Witaj Ri. Widzimy się kolejny raz w kiepskich okolicznościach. Ja i Lo jesteśmy bardzo zajęci, jak się domyślasz.

Lo: Czas skopać parę tyłków. Do boju bracia!

Chowaniec Iro: Czas odbić Deszczową Krainę.

Ri: Widzę tutaj wiele domów. Ten teren jest bogaty w dusze. Musimy na tym skorzystać. Widzę jednak ołtarze wrogich bogów. Będzie trzeba je sprofanować. Nie mamy wyjścia. Tutaj chodzi o wiele dusz. Ten teren jest najważniejszy. Nie możemy się rozdrabniać na poprzednie ziemie.

Lo: Ja zajmę się prawą stroną od naszego ołtarza. Zu będzie bronić. Ri – pójdziesz ze mną.

Ri: Nie mamy wyjścia. Trzeba to mądrze rozegrać. Nie możemy stracić tak dużej ilości wiernych.

Ri wezwał parę zwiadowców. Wysłał ich, aby odkryli kawałek terenu. Pojawiły się również skarabeusze. Potrzebowali wsparcia. Ri chciał je dostarczyć. Wezwał również grupę krzykaczy. Te potwory były idealne do odwracania uwagi na polu bitwy. Robiły sporo zamieszania.

Ri: Do boju. Ruszam za tobą, Lo!

Lo śpieszył się ze swoimi gargulcami. Właśnie atakował wrogą kapliczkę. Ri go ubezpieczał. Udało im się. Robili postępy, ale wrogowie wykorzystali chwilę nieobecności i byli już pod świątynią Ri. Ten zaczął panikować. Postanowił wrócić z całą armią i odeprzeć atak wrogich magów.

Ri: Mamy was. Nigdzie nie uciekniecie.

Gargulce i krzykacze zaczęły ostrzał. Armia kosiarzy nie miała szans. Jednak nagle Sly przyzwał coś dużego – był to styx. Zrobiło się trochę zamieszania. Jednostki latające musiały zginąć. Ri walczył o ich dusze do końca potyczki. Jakimś cudem pokonali styxa. Wykorzystali chwilę nieuwagi, aby przejąć jego duszę. Jednak pozostali magowie również byli na miejscu. Pojawiły się kolejne armie i zaczęli odbijać kapliczki zajęte przez Ri. Walka trwała dalej. Bogowie kibicowali swoim magom. Jednostki wstawały z ziemi i kroczyły w stronę budynków przeciwnika. Zrobiło się sporo zamieszania. Zu bardzo dobrze obronił ołtarz. Strategia się sprawdzała. Szybki atak Ri i Lo dawał efekty. Jednak Sly miał potężne czary. Wzywał styxa co jakiś czas i zmieniał ciężar bitwy na swoją korzyść. Ri czuł jednak, że wygrają ten pojedynek. Jego bóg co chwilę dawał mu słowa pocieszenia. Nie umierał z braku wiary.

Chowaniec Iro: Wygrywamy, mistrzu! Został jeden ołtarz do sprofanowania. Musimy wygonić tych magów daleko stąd. Deszczowa Kraina będzie nasza.

Deszcz padał bardzo mocno, jak to na Deszczowej Krainie. Pachołki kursowały w tą i z powrotem przynosząc nowe dusze. Wynik był pozytywny dla sił Fury. Udało się ostatecznie pokonać trzech wrogich magów. To była nierówna bitwa, ale dobra taktyka zmieniła ją na korzyść Ri. Wojna trwała jednak dalej. Takich bitew będzie dużo więcej. Wrogowie nie śpią. Bogowie od wielu lat żyli w kłótni. Walczyli o wiernych przy pomocy najgorszych rozwiązań. Ri był zmęczony całym zamieszaniem, ale nie miał wyjścia. Musiał wykonywać swoją służbę. Życie bez wiary nie miało żadnego sensu. Jego chowaniec zawsze wiedział jak poprawić humor.

Chowaniec Iro: Nie martw się mistrzu. Czeka nas dużo więcej zamieszania i odrobina szczęścia. Czuję, że wygramy tą wojnę. Może to głupie cieszyć się tak wcześnie, ale dlaczego nie? W końcu zrobiliśmy kolejny krok ku wolności.

Odpowiedz